STRONA GŁÓWNA RELACJE Z PODRÓŻY


Kwiecień - Maj 2006 r.

Magistralą adriatycką


Jak zwykle - gwałtownie rzucone hasło i ruszamy w drogę.
Pierwotnie obrany kierunek - Irlandia - docelowo zmienił się w Chorwację.
No i w drogę.

Dzień pierwszy - Piątek 28.04.2006 r.

Pakujemy samochód i wyjeżdżamy. Ruszamy z dużym opóźnieniem. Z Chorzowa kierujemy się na Zwardoń, ale już w Pszczynie utknęliśmy w wielkim korku - Polacy wyjeżdżają na weekend, więc wszystkie możliwe drogi są zablokowane. Na odcinku Żywiec - Milówka - Zwardoń podziwiamy budowę nowej drogi ekspresowej, a w tym wielkiego wiaduktu. Może kiedyś będzie można tędy szybko i sprawnie dotrzeć do granicy, na której czynny jest nowy terminal. Po stronie słowackiej budowa drogi idzie jeszcze gorzej niż po naszej - właściwie nie widać wcale budowy.
Docieramy po kilkudziesięciu kilometrach do autostrady, którą kierujemy się do Bratysławy.
Z słowackiej stolicy kierujemy się do przejścia z Austrią, a po przekroczeniu granicy włączamy nasz GPS, ustawiamy kierunek Klagenfurt i poruszamy się właściwie wyłącznie wg wskazań komputerka. Czasami się z nim nie zgadzamy, ale on niezmordowanie proponuje alternatywne rozwiązania drogowe.
Omijaliśmy autostrady i w końcu trafiliśmy na małą alpejską przełęcz, gdzie przespaliśmy się w samochodzie, w ciemnej leśnej atmosferze.

Dzień drugi - Sobota 29.04.2006 r.

Wspaniały poranek. Wyspaliśmy się mimo samochodowego noclegu oraz dość niskich temperatur. Jedynie co nas zmartwiło - to deszcz.
Mały po operacji czyszczenia. Podążamy bocznymi górskimi drogami, a w pewnym miejscu nasz mały wyciął nam niezły numer. Objadał się pomarańczką i w pewnej chwili wszystko zwrócił. Zapaćkał rzecz jasna cały samochód i siłą rzeczy mieliśmy przymusowy postój. Zatrzymaliśmy się w pobliżu gospodarstwa, gdzie uprzejmi mieszkańcy pozwolili skorzystać z łazienki. Po tym małym epizodzie wróciliśmy na trasę i w końcu przez Graz docieramy w końcu do Klagenfurtu.
Klagenfurt wybraliśmy za podpowiedzią mojego taty, który przejeżdżał granicę austriacko - słoweńską w tym rejonie i był tą drogą zachwycony - rzeczywiście - widoki pierwsza klasa.
Cały czas kierujemy się na Ljubljanę - słoweńską stolicę.
Granicę między Austrią a Słowenią przekraczamy w tunelu.
Robimy pierwsze zakupy i po raz pierwszy tankujemy samochód.
Ze zdziwieniem zauważam, że spokojna jazda wpływa na ograniczoną konsumpcję mojego leciwego samochodu. Zobaczymy na jakim poziomie ustabilizuje się spalanie po zakończeniu podróży.


W drodze przez Alpy - z Klagenfurtu do Ljubliany - po austriackiej stronie. W drodze przez Alpy - z Klagenfurtu do Ljubliany - po słoweńskiej stronie.


Docieramy do autostrady, którą przemieszczamy się raptem kilka kilometrów, później bocznymi drogami docieramy do stolicy Słowenii. Przejeżdżając przez miasto decydujemy się jechać do miejscowości Postojna (która właściwie leży na zaplanowanej trasie).


Słowenia - Postojna - potężna jaskinia - podziemna stacja kolejki. Słowenia - Postojna - fantastyczne formacje skalne. Słowenia - Postojna - fantastyczne formacje skalne. Słowenia - Postojna - podziemny most. Słowenia - Postojna - jazda podziemną kolejką.


W Postojnej zwiedzamy potężną jaskinię. O ile dobrze zrozumieliśmy naszą przewodniczkę jest to jedna z największych na świecie jaskiń (jeśli nie największa).
Słowenia - Postojna - podziemny wodospad. Przygoda z jaskinią zaczyna się od podróży podziemną kolejką, którą docieramy na podziemny dworzec. Tutaj ogromna rzesza ludzi (dowieziona zresztą dwoma bardzo długimi pociągami) zostaje podzielona na grupy językowe i zaczyna się zwiedzanie. Nie da się prostymi słowami opisać tego co widzieliśmy pod ziemią. Fantastyczne formy naciekowe, potężne sale (w tym koncertowa, gdzie pogłos echa trwa ponad 6 sekund), basen z wyjątkowymi zwierzątkami, a nawet podziemne mosty. Wykonane zdjęcia raczej nie oddadzą uroku tego miejsca. Jest to jedno z tych miejsc, które koniecznie należy odwiedzić.
Zwiedzanie podziemi trwa blisko półtorej godziny, po czym ponownie kolejką zostajemy odwiezieni do wyjścia. Podziemny peron zlokalizowany jest przy podziemnym wodospadzie (!!!). To jest po prostu niemożliwe.
Po wyjściu ponownie witamy się z deszczem. Teraz bocznymi drogami kierujemy się na granicę z Chorwacją. Po ponad godzinnej podróży meldujemy się na przejściu granicznym i po paru minutach wjeżdżamy do Chorwacji. Kierujemy się na miejscowość Rijeka, po drodze robimy zakupy, a zaraz za miastem wynajmujemy pokoik urządzony w garażu i szukujemy się do spania.

Dzień trzeci - Niedziela 30.04.2006 r.

Niemrawo - jak przystało na niedzielny poranek - zbieramy się do wyjazdu.
Chorwacja - wjazd na wyspę Krk. Pierwszy punkt dzisiejszego programu to wyspa Krk. Podobno jedyna nazwa składająca się Chorwacja - Krk - spacer po starówce. wyłącznie ze spółgłosek. Ale podróżując po samej wyspie znaleźliśmy jeszcze jedno miasteczko bez samogłosek w nazwie.
Już sam wjazd na wyspę robi wrażenie. Można się na nią dostać potężnym mostem.
Piękna konstrukcja. Wyspa również. Jedziemy wąską i krętą drogą i po jakiejś godzince docieramy do małego portu o takiej samej nazwie jak wyspa. Bardzo ładna starówka. Spacerujemy sobie wąskimi uliczkami, zwiedzamy mały kościółek gdzie spotykamy znajomych z Chorzowa (!!!), spacerujemy również wzdłuż murów miejskich. Wychodząc z miasteczka spotykamy osiołka z właścicielem, któremu udaje się przekonać Tomaszka do przejażdżki na osiołku. Tomek był przynajmniej tak zaaferowany jak jego rodzice, gdy przyszło za przyjemność zapłacić - 10 Euro za 5 minut. Cenią się tam. Po krótkim spacerze po miasteczku i niewielkich zakupach wracamy do samochodu i ruszamy dalej.


Chorwacja - Krk - widok na morze. Chorwacja - Krk - Tomaszek na osiołku. Chorwacja - Krk - Tomaszek z osiołkiem.


Po drodze mijamy znaki kierujące do jaskini Biserujka. Zmieniamy plany i jedziemy zwiedzać Chorwacja - Krk - Tomaszek w jaskini. jaskinię. Bardzo ciekawe miejsce ukryte z dala od miasteczkowego gwaru. Chociaż po zwiedzeniu słoweńskiej jaskini wypada bardzo blado, to można zwiedzić ją stosunkowo spokojnie.
Ponownie docieramy do mostu, przez który wracamy na stały ląd. Poruszamy się teraz wyłącznie magistralą adriatycką (droga nr 8 - E65). Przepiękna górska droga ulokowana prawie nad brzegiem morza, czasami tak blisko, że ma się wrażenie, że każda kolejna fala wtargnie na jezdnię. Na szczęście - mimo nieciekawej tego dnia pogody - Adriatyk jest całkowicie spokojny. Pomimo swej atrakcyjności droga robi się nużąca i zaczynam przysypiać - oddaję więc kierownicę Iwonie i zapadam w błogą drzemkę.
W ten sposób docieramy do malutkiej mieściny Karlobag. Jest to ważny węzeł komunikacyjny i pomimo niewielkiej liczby mieszkańców (raptem ok. 460 osób) znajduje się na każdej mapie Chorwacji. Z racji pogody i znużenia po podróży zatrzymujemy się w tej mieścinie i udajemy się do jedynej czynnej restauracji na posiłek. Ja zamawiam frutti de mare - czyli kalmary, natomiast Iwona z Tomkiem spaghetti. Mój posiłek jest stosunkowo oryginalny i w pierwszej chwili nie jestem przekonany czy dam radę to zjeść. Jednak okazuje się, że jest to wspaniałe i zajadam się samotnie ze smakiem. Reszta ekipy nie dała się przekonać.


Chorwacja - Posiłek Tomka. Chorwacja - moje kalmary. Chorwacja - magistrala adriatycka - miasteczko widziane z góry. Chorwacja - magistrala adriatycka - piękna droga (lecz polska jakość). Chorwacja - magistrala adriatycka - jeden z wielu tuneli.


Po posiłku - późnym popołudniem docieramy do Zadaru. W dalszym ciągu jest pochmurnie i deszczowo, ale mimo tych utrudnień decydujemy się na spacer po zadarskiej starówce. Mamy tutaj przedsmak tego, co czeka nas w kolejnych chorwackich miasteczkach. Starówka niemal w całości wyłączona jest z ruchu kołowego, a znalezienie miejsca parkingowego może graniczyć z cudem. Na szczęście jest niedziela i znajdujemy parking, nawet - z racji dnia wolnego - bezpłatny.
Chorwacja - Zadar. Półwysep, na którym znajduje się starówka, otoczony jest murami a do wewnątrz dociera się przez jedną z bram. Tak zrobiliśmy. Starówka to za dużo powiedziane. Zadar ma wiele ciekawych miejsc, ale równie wiele nieciekawych. Wewnątrz murów przepiękne zabytki sąsiadują z całkiem współczesną zabudową. Mamy mieszane uczucia, potęgowane jeszcze przez nieciekawą pogodę. Tylko Tomuś nie ma żadnych zahamowań. Biega po uliczkach i bez przerwy nam ucieka. Odkrywamy za to, że miasteczko nie jest tak oblężone jak inne, i dzięki temu zbaczając z głównej ulicy docieramy do całkowicie wyludnionych miejsc. Zabytki to przede wszystkim kościoły, z których koniecznie należy zwiedzić kościół św. Donata oraz katedrę św. Anastazji.
Wieczorem wyjeżdżamy z miasta i szukamy noclegu, który znajdujemy zaraz po wyjeździe z miasta. Dostajemy bardzo fajny pokoik.

Dzień czwarty - Poniedziałek 01.05.2006 r.

Chorwacja - Szybenik - most na rzece Krk. Pobudka.
Nasz mały śpioch ma problemy z wstawanie, całkiem jak tatuś.
Szybkie śniadanie, pakowanie samochodu i w drogę.
Pierwszy punkt dzisiejszego programu to Szybenik (Sibenik). Przed wjazdem do miasteczka czekała na nas jeszcze jedna atrakcja - ujście rzeki Krk. Zatrzymujemy się na parkingu i podziwiamy ujście rzeki, panoramę miasta oraz wielki most.
Wjazd do miasta nie zapowiada takich atrakcji. Jako że dotarliśmy stosunkowo wcześnie, nie mieliśmy większych kłopotów ze znalezieniem parkingu. Parkujemy przy przystani. Po wyjściu z samochodu pojawia się mały kłopot - nie wiemy, jak wejść na starówkę. Po jakimś czasie decydujemy się na wejście do pierwszej napotkanej bramy i odkrywamy urok tego miejsca. Tutaj nie ma ulic, to nawet trudno nazwać chodnikami. Spacerujemy wąskimi przejściami między budynkami, niektóre nie mają nawet 1 m szerokości. Dzisiaj jest słoneczny poranek, ale spacerując w tych zakamarkach trudno to zauważyć. Miasteczko położone jest na stoku góry, więc wiele przejść to najzwyklejsze, aczkolwiek bardzo strome schody. Kilkugodzinny spacer pozwala nam poznać wiele ciekawych zakamarków, podglądamy również życie mieszkańców - wszędzie włóczą się leniwe koty. Zwiedzamy również jedną z twierdz -

Chorwacja - Szybenik - zakamarki. Chorwacja - Szybenik - zakamarki. Chorwacja - Szybenik - zakamarki. Chorwacja - Szybenik - twierdza św. Anny. Chorwacja - Szybenik - zakamarki. Chorwacja - Szybenik - zakamarki.


św. Anny - położoną niżej, niemalże nad brzegiem rzeki. Druga - majestatycznie położona jest Chorwacja - Szybenik - na armacie. na szczycie wzgórza górującego nad miastem. W drodze powrotnej Tomek ma uciechę, bo znajdujemy mały park i dwie fontanny.
Spacerując nadbrzeżną promenadą docieramy do największego zabytku miasta - Chorwacja - Szybenik - katedra św. Jakuba. do katedry św. Jakuba. Kościół prezentuje się niezwykle po rekonstrukcji wynikającej ze zniszczeń wojennych z 1991 r.
Po kilkunastu minutach ruszamy dalej.
W połowie drogi między Sybenikiem a następnym miasteczkiem decydujemy się na wizytę w restauracji i obiad. W całkiem niezłej restauracji ja zamawiam jagnię z rożna, natomiast Iwona z Tomkiem decydują się na zestaw mięs. Chcieliśmy odojaka (czyli prosiaka) - ale niestety zabrakło. Jagnięcina jest bardzo smacznym, ale tłustym i włóknistym mięsem. Jest dość specyficzna w smaku. Mnie bardzo smakowało, ale reszta załogi nie dała się skusić.
Drugim punktem dzisiejszego programu jest Trogir. Panoramę miasteczka podziwiamy jadąc główną drogą. Zatrzymujemy się nawet na przydrożnym parkingu. Stoimy na wysokim wzgórzu, przed nami rozciąga się przepiękna panorama, a na stoku znajdują się porzucone wraki samochodów. Zastanawiamy się, czy są to powypadkowe wraki pozostawione ku przestrodze - bo droga stroma i kręta, czy też jest to sposób na złomowanie pojazdów. Pytanie jednak zostaje bez odpowiedzi.


Chorwacja - Trogir - nabrzeże. Chorwacja - Trogir - nabrzeże.


Trogir - perełka dalmatyńskiego wybrzeża prezentuje się okazale. Starówka położona jest na małej wysepce. Co ciekawe - na samej wysepce, w rejonie pozostałości po twierdzy Chorwacja - Trogir - Odpoczynek i zasłużone lody. znajduje się parking, którego organizacja ogranicza się jedynie do budki służącej do pobierania opłat. Zwiedzanie rozpoczynamy od spaceru nadbrzeżną promenadą. Tutaj już widać wielki luksus. Samo miasteczko niedawno musiało przejść kapitalną restaurację, natomiast przy brzegu cumują jachty i motorówki - potężne i luksusowe. Ciekawostka - najbardziej okazała łódź motorowa cumowała pod polską banderą. Podziwiamy panoramę starówki z mostu zwodzonego.
Uciekając przed upałem zagłębiamy się w ciasne zakamarki starego miasta. To miejsce ma niepowtarzalny urok, chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się podobne do Krka czy Sybeniku. Na jednym z placyków chowamy się przed słońcem i fundujemy sobie lody. Tomkowi również. Chłopak walczy z nimi dzielnie, do samego końca, wzbudzając uznanie u osób siedzących przy sąsiednim stoliku.


Chorwacja - Trogir - plac Jana Pawła II. Chorwacja - Trogir - zakamarki.


Spacerując docieramy do ładnego placyku - nazwanego imieniem naszego papieża, gdzie zwiedzamy katedrę św. Wawrzyńca. Wracając do nazwy placu - zauważyliśmy, że sporo miejsc w Chorwacji nosi jego imię.
Chorwacja - Split - ruiny przy katedrze. Z Trogiru już tylko przysłowiowy "rzut beretem" do Splitu.
Split to urbanistyczna ciekawostka. To także dowód na to, że historia lubi płatać figle.
Jest to miasto, którego Stary Grad (stare miasto) w zdecydowanej większości mieści się w obrębie jednego budynku - dawnego pałacu Dioklecjana. Jest to cesarska letnia rezydencja, w którym Dioklecjan po abdykacji zamieszkał na stałe. W wyniku "zawieruchy" dziejów na terenie potężnej rezydencji zaczęła zamieszkiwać ludność pozbawiona dachu nad głową przez plemiona barbarzyńców. I w ten sposób nastąpiła degradacja pałacu oraz przekształcenie go w dzisiejszą osobliwość.
Warto zobaczyć pozostałości pałacu, a w tym przede wszystkim katedrę i podziemia. Warto także zapuścić się w głąb starej części miasta - zobaczymy także zapomniane zaułki czy potężne mury obronne.


Chorwacja - Split - pałac Dioklecjana. Chorwacja - Split - pałac Dioklecjana - podziemia.


Ale Split to nie tylko Pałac Dioklecjana. To także port i tętniące życiem centrum turystyki. Jest to miejsce, którym nie pogardzą bywalcy wszelkiej maści kawiarenek, barów i pubów. Nas to jednak nie zachęcało, więc ruszyliśmy w dalszą drogę.


Chorwacja - Split - pałac Dioklecjana - spacer wzdłuż zewnętrznego muru. Chorwacja - Split - pałac Dioklecjana - jedna z bram. Chorwacja - Split - pałac Dioklecjana - uliczki wewnątrz pałacu.


Wieczorna jazda wzdłuż wybrzeża nie dostarcza tyle wrażeń, co za dnia, jest także bardzo męcząca - droga kręta, sporo samochodów, trudno wyprzedzać, prędkość średnia znacznie spada. Nie mniej - znajdujemy ciekawe miejsce (Omiś), do którego obiecujemy sobie powrócić w drodze powrotnej. Udało się nam dojechać do Zaostrogu - małej miejscowości wypoczynkowej w połowie drogi ze Splitu do Dubrownika. Tutaj, w późnych godzinach wieczornych, znajdujemy kwaterę i udajemy się na zasłużony odpoczynek.

Dzień piąty - Wtorek 02.05.2006 r.

Ranne ptaszki wstały i ruszyły w dalszą podróż. W dalszym ciągu podróżujemy w kierunku Dubrownika, a także wzdłuż adriatyckiego wybrzeża. Mijamy pojezierze w rejonie Ploce i dojeżdżamy do granicy państwa. Chorwacja - Dubrownik - warowne mury. Zaskoczenie - bo przecież nie dojechaliśmy jeszcze do celu podróży, a innej drogi nie ma. Okazuje się ponownie, że historia lubi zawieruchy. Bez większych problemów wjeżdżamy na teren kolejnego państwa - tym razem jest to Bośnia i Hercegowina. Przejeżdżamy jedyną nadmorską miejscowość Neum, robimy małe zakupy i ponownie wjeżdżamy (do kolejnej części) na teren Chorwacji. Do celu naszej podróży zostało raptem kilkadziesiąt kilometrów. Niestety - pogoda nam nie sprzyja. Jest brzydko, szaro, pochmurno. Dojeżdżamy do celu. Chorwacja - Dubrownik - starówka - wieża kościelna. Zatrzymujemy się przed samym wjazdem do miasta, na przydrożnym parkingu, by podziwiać kolejny piękny most na trasie.
Docieramy do centrum, a właściwie do Starego Gradu.
Dubrownik robi na nas niezatarte wrażenie.
Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy.
Wszystkie dotychczasowe chorwackie (zresztą nie tylko) zbledły.
To jest rzeczywiście perełka. Stare, warowne miasto, otoczone potężnymi murami. Nie chcemy wierzyć informacją, które podają, że w 1992 r. w wyniku działań wojennych Chorwacja - Dubrownik - starówka - główna ulica. zniszczeniu uległo prawie 2 / 3 miasta. Na szczęście - śladów tego zdarzenia nie ma już wiele. Może dlatego miasto ma tyle uroku. Z jednej strony jest to potężny zabytek, z drugiej prawie wszystkie budynki zostały odrestaurowane.
Zaparkowaliśmy samochód na wzgórzu, ponad murami starówki i ruszyliśmy w dół, wzdłuż potężnych murów. Spacerujemy sobie po miasteczku, zaglądamy do kościołów, kluczymy wąskimi uliczkami, a przede wszystkim gonimy Tomaszka, który ma wielką uciechę z krótkich ucieczek. Starówka jest wyłączona z ruchu kołowego, ale poruszanie się po miasteczku nie jest proste. Z jednej strony wszechobecne schody, z drugiej - tłumy turystów. Na szczęście - poprawia się pogoda. Pomaga nam to w zwiedzaniu a miastu dodaje dodatkowego uroku. Na jednej z bocznych alejek znajdujemy małą restauracyjkę i zamawiamy śniadanie. Ja próbuję ostrygi, co było błędem, a Iwona z Tomkiem - posilają się omletem. Za to deser rekompensuje straty. Delicje.


Chorwacja - Dubrownik - starówka - jeden z placy. Chorwacja - Dubrownik - starówka - Tomek na targu. Chorwacja - Dubrownik - starówka - przystań. Chorwacja - Dubrownik - starówka - przystań. Chorwacja - Dubrownik - starówka - Tomek z Iwoną.


Wychodzimy poza mury i naszym oczom ukazuje się wspaniały widok. Właściwie, to niezależnie, w którą stronę nie spojrzeć widok jest przepiękny. Stara część miasta zawdzięcza to położeniu. Z jednej strony jest to miasto położone nad samym morzem z pięknym portem, z drugiej - nad miastem góruje potężne wzgórze. A wszystkiego dopełnia stara zabudowa. A widok ze wzgórza na część portową i wyspę Lokrum zapiera dech w piersi.
Musieliśmy przerwać nasze zwiedzanie, a właściwie to tylko ja, ponieważ kończył się czas na parkometrze i należało go przedłużyć. Wróciłem więc do samochodu i tu przeżyłem swoją pierwszą językową przygodę, odkąd zacząłem się uczyć angielskiego. Najpierw musiałem wytłumaczyć kobiecie jak obsługuje się parkomat (wyzwanie, zważywszy, że sam nie miałem

Chorwacja - Dubrownik - starówka - wielopoziomowe ulice (schody). Chorwacja - Dubrownik - starówka - portrecik Tomka. Chorwacja - Dubrownik - starówka - warowne mury od strony morza.


o tym zielonego pojęcia), a następnie przeżyłem chwilę grozy jak ta babka zaczęła manewrować koło mojego autka.
W czasie, gdy ja załatwiałem sprawy parkingowe maluszek odwiedził lokalną straż pożarną. Wracamy jednak w obręb dubrownickich murów. Tym razem wchodzimy północną bramą, tj. od góry. I tutaj zaczynają się schody. Poznajemy uroki miasta wybudowanego na skale. Wielopoziomowe uliczki, które pokonujemy wąskimi schodami mają wiele uroku. Niektóre schodowe zaułki mają wiele uroku. Toną w słońcu i zieleni. Szkoda, że u nas nie ma takich miejsc. Tu musi życie płynąć zupełnie inaczej. Znajdujemy również wiele miejsc, gdzie turystów jest jak na lekarstwo. Rozkoszujemy się ciszą i spokojem. Schodzimy do portu. Tutaj poszukujemy wejścia na mury. Zaczyna się kolejna wielka przygoda. Wędrując po warownych murach widzimy miasto z góry. Niestety przyjemność spacerowania nad dachami zabudowań - ma swoją dość słoną cenę. Ale jest tego warta. Z uczciwości należy wspomnieć, że jest to nie lada wyzwanie - zwłaszcza w pełnym słońcu. Jest to co najmniej dwugodzinny spacer.
Początkowo spacerujemy wzdłuż brzegu, podziwiając krystalicznie czystą wodę i pobliską wyspę. Podglądamy również codzienne życie mieszkańców.
Po drodze napotykamy na młodych przedstawicieli rasy kotów - dachowców. Nie mogę się oprzeć i urządzam im małą sesję zdjęciową.

Chorwacja - Dubrownik - starówka - wielopoziomowe ulice (schody). Chorwacja - Dubrownik - starówka - przygotowana do smażenia. Chorwacja - Dubrownik - starówka - jedna z zatoczek. Chorwacja - Dubrownik - starówka - dachy Dubrownika. Chorwacja - Dubrownik - starówka - na murach. Chorwacja - Dubrownik - starówka - dachy Dubrownika.


Spacerując dalej widzimy tarasy i ganki starej zabudowy, gdzie urządzone są luksusowe lokale, ale również pozostałości wojennej zawieruchy - straszne zniszczenia. Jest to niewyobrażalne i cieszę się, że miasto tak szybko się pozbierało. Wędrujemy dalej, tym razem już cały czas pod górę. A na niebie pojawiają się straszne chmury. Czarnogóra - Herceg Novi - prawosławna cerkiew. Wygląda na to, że zaraz będzie ulewa. Tylko nasz maluszek nic sobie z tego nie robi i na czworakach pokonuje kolejne przeszkody. Argumentacja, że jest już na to za duży nic nie pomaga. Obeszliśmy całe miasto dookoła.
Wracamy do samochodu, gdzie kryjemy się przed niepogodą i ruszamy dalej.
Jeszcze tylko krótki postój, rzut oka z góry na Dubrownik i jedziemy w kierunku Czarnogóry.
Wjeżdżamy do Czarnogóry.
Pierwszy kontakt - na granicy przeprowadzają dezynfekcję pojazdu za drobną opłatą.
Drugi kontakt - miejsce to robi wrażenie bardziej cywilizowanego od Chorwacji. Ale było to błędne wrażenie.
Wjeżdżamy do Herceg Novi. Gubimy się tutaj, ale dzięki temu trafiamy do malowniczego prawosławnego monastyru. Ale to miasteczko raczej wypoczynkowe, a my uważamy się za turystów - więc jedziemy dalej. Docieramy do Boki Kotorskiej, pięknej, malowniczej zatoki, a następnie do Tivatskiego Zaljevu. Tu również przywitały nas wspaniałe widoki. Ostatnim punktem był Kotorskij Zaljev na którym znaleźliśmy dwie piękne małe wysepki z klasztorami.
Docieramy do sennej miejscowości Perast. Niewielka mieścina zlokalizowana prawie nad wodą. Podczas niepogody woda musi chyba zalewać drogę. Snujemy się wąskimi uliczkami, podziwiamy piękno okolic. Tutaj czas się chyba zatrzymał.


Czarnogóra - Tivatski Zaljev - wysepka z maleńkim klasztorem. Czarnogóra - Perast - niewielka mieścina. Czarnogóra - Perast - wysepka z maleńkim klasztorem. Czarnogóra - Perast - widok na zalew i fiord. Czarnogóra - Perast - widok na zalew i fiord. Czarnogóra - Perast - zachód słońca - dwie małe, klasztorne wysepki.


Jako że odczuwamy zmęczenie rozpoczynamy poszukiwania noclegu. Dojeżdżamy do Kotoru, ale widząc wszechobecny luksus (m.in. łodzi w porcie) decydujemy się na przejazd do kolejnej miejscowości. To, co widzimy przeraża nas. Bieda i nędza. Aż strach tu przebywać. Mijamy kilka wiosek, aż w końcu znajdujemy kwaterę. Dogadujemy się w kwestii ceny z właścicielką i udajemy się na zasłużony odpoczynek.

Dzień szósty - Środa 03.05.2006 r.

Wita nas przyjemny słoneczny poranek.
Podczas gdy Iwona karmi Tomaszka ja pakuję samochód. Przy tej czynności mam okazję podziwiać rozwój lokalnego biznesu.
Otóż pod naszą kwaterę podjechał stary, zdezelowany golf, bez nr rejestracyjnych, a jego właściciel otworzył bagażnik pełen ryb i dobił targu z naszym gospodarzem.
Ale moje towarzystwo już do mnie dołączyło, więc wczesnym rankiem ruszyliśmy w drogę.
Dotarliśmy do Budvy. Jest to piękne i luksusowe miasteczko, chociaż w jego otoczeniu widać jeszcze biedę.


Czarnogóra - Budva - zamek - miniatura okrętu. Czarnogóra - Budva - zamek - miniatura okrętu. Czarnogóra - Budva - panorama starówki - widok z zamku. Czarnogóra - Budva - panorama starówki - widok z zamku.


Ruszamy na podbój starówki. Kolejne, typowe adriatyckie miasteczko. Ciasna zabudowa, górujący zamek. I fatalna pogoda, która zmusza nas do ucieczki.
Wyspa św. Stefana. Znajdujemy - w którymś z zaułków - mały bar, gdzie fundujemy sobie śniadanie i czekamy, aż ulewa nieco odpuści. To nam się właśnie bardzo tutaj podoba. Knajpki, kafejki, restauracje są na każdym kroku - jest w czym wybierać. Strasznie musi tutaj być w szczycie sezonu. My trafiamy na święty spokój.
Po krótkim spacerze, w obawie przed deszczem wracamy do samochodu i ruszamy dalej na północ. Szukamy największej atrakcji Czarnogóry - wyspy św. Stefana. Niestety - nie jest to wcale takie proste. Po drodze parokrotnie się gubimy, przy okazji znajdując parę ciekawych miejsc. W jednym z tych miejsc udaje się nam zjechać bardzo wąską drogą prawie do samej plaży, gdzie mamy wielki problem z powrotem. Nie ma miejsca, żeby zawrócić, a cofanie po wąskiej i krętej drodze jest prawie nie wykonalne. Na szczęście się udało.
W dalszym ciągu kluczymy, ale w pewnym momencie zauważyliśmy wyspę. Dotarliśmy do parkingu gdzie o mały włos i zdarzyłoby się nieszczęście.
Wąską groblą docieramy do wyspy. Wstęp jest horrendalnie drogi - młode łebki życzą sobie 10 Euro od osoby. Niestety - mamy w sumie chyba tylko z 14, ale im to nie przeszkadza - wzięli kasę i nie dali biletów, a my wchodzimy na czarno - skądś to znamy, tylko skąd?
Wyspa św. Stefana robi wrażenie - właściwie jest to ciasno zabudowane osiedle mieszkalne, po którym można poruszać się wyłącznie pieszo. To miejsce uchodzi za jedno z najdroższych w Europie. Podobno swoje letniska ma tu wiele sław, przy czym nam nikogo sławnego nie udało się spotkać. Poza tym - aura również nie dopisywała. Nie mniej - spacer po tym miejscu, zwłaszcza w ciszy i spokoju - był niezwykle przyjemny.


Wyspa św. Stefana - zaułki. Wyspa św. Stefana - zaułki. Wyspa św. Stefana - zaułki.

Wyspa św. Stefana - zaułki. Wyspa św. Stefana - zaułki.


Na wyspie znajduje się jedna mała świątynia. Nasz syn popisał się w niej - próbował zdmuchnąć świeczki (coś jednak zapamiętał z urodzin).
Pogoda cały czas nam dokucza. Jest brzydko, mokro, a nad górami unosi się mgła. Im wyżej, tym gorsza widoczność. Podejmujemy decyzję o powrocie. Wąskimi górskimi drogami kierujemy się z powrotem na Kotor. Po drodze mamy dwa nieprzyjemne zdarzenia drogowe (pechowy dzień). Najpierw - na głównej (ale wąskiej) drodze trafiamy na korek, Kotor - wejście na starówkę i lokalne 'zabawki' spowodowany robotami drogowymi. Próbujemy omijać maszyny drogowe, ale uczestnicy ruchu drogowego jadący z naprzeciwka bardzo się niecierpliwią i mimo, że kilka aut blokuje ich pas ruchu, oni także na niego wjeżdżają. O ile małym samochodom się to udaje, o tyle przejeżdżający autobus zahacza nas. Na szczęście obyło się bez strat. Kilkanaście km dalej okazuje się, że tunel przed Kotorem jest nieczynny i należy skorzystać z górskiego objazdu. Tu droga jest tak wąska, że pojedynczy samochód osobowy ma wielkie trudności z przejazdem - nam przytrafia się do tego jeszcze mijanka, a zjeżdżający z góry trup zamiast nas przepuścić (jako jadących pod górę) spycha nas do rowu - tu nie obyło się bez strat - porysowaliśmy cały błotnik.
Kotor - Tomek i armata. Ale nie przejmujemy się tym zbytnio, bo nieco się rozpogadza i przed nami rysuje się perspektywa pięknych widoków. Podziwiamy panoramę czarnogórskiego klifu oraz warownego miasta Kotor. A nad miastem góruje wspaniała twierdza. Wspaniała lokalizacja. Parkujemy samochód przy samej zatoce, zaraz obok cumujących jachtów motorowych.
Ruszamy na podbój starówki. Kolejne ciasno zabudowane miejsce. Cała zabudowa wykonana z ciosanego kamienia. Szkoda tylko, że słońce się nie potrafi przebić - cały czas pada. Spacerujemy sobie, zaglądamy w różne zakamarki, mały przekonał się do armat - których wcześniej bardzo się bał. Deszcz, kamienne bruki i schody musiały doprowadzić do jakiegoś nieszczęścia - dzisiaj najzwyczajniej w świecie prześladuje mnie pech - potknąłem się i spadłem ze schodów uszkadzając jeden z najlepszych moich obiektywów (i cztery litery - rzecz jasna). W związku z powyższym zdarzeniem nieco spadło tempo zwiedzania.


Kotor - uliczki Starego Miasta. Kotor - uliczki Starego Miasta. Kotor - uliczki Starego Miasta. Kotor - uliczki Starego Miasta.


Zaczyna doskwierać nam głód, w związku z czym udajemy się na poszukiwanie posiłku. Niestety - ceny kotorskiej starówki zdecydowanie nas odstraszyły, więc pozostaje nam poszukiwanie sklepu spożywczego. Po krótkich zakupach pakujemy się do samochodu i ruszamy

Czarnogóra - Twierdza nad Kotorem. Czarnogóra - Twierdza nad Kotorem.


ostro pod górę szukając wejścia do kotorskiej twierdzy. Nie udaje się nam dotrzeć do Czarnogóra - Kotor - widok z gór. twierdzy, za to wysoko w górach odnajdujemy zniszczone fortyfikacje strzeżone przez stado krów i upartego osła. Po krótkim odpoczynku na łonie natury ruszamy dalej ostro w górę. Samochód dzielnie się trzyma. Wjeżdżamy na wysokość ponad 1000 m n.p.m. co może nie jest wartością imponującą, ale patrząc z tej wysokości na morze i zatokę, czujemy się niezbyt pewnie.
Czarnogóra - przeprawa promowa. Później czeka nas droga powrotna.
Niestety - wszystko co dobre szybko się kończy.
W drodze powrotnej zahaczamy jeszcze o przeprawę promową przez zatokę, a na promie łapiemy starszą autostopowiczkę, z którą próbujemy komunikować się mieszaniną języków - polskiego, serbskiego, rosyjskiego i bóg wie jeszcze jakiego.
Docieramy do granicy Czarnogóry i Chorwacji, następnie mijamy Dubrownik, po czym docieramy do kolejnej grupy granic Chorwacko - Bośniackiej i Bośniacko - Chorwackiej.
Jedziemy cały czas wzdłuż wybrzeża i późnym wieczorem docieramy do miejscowości Baska Voda, gdzie po raz ostatni mamy kontakt z chorwackim wybrzeżem (tutaj wypada ostatni nocleg na wybrzeżu).


Chorwacja - Dubrownik - most. Chorwacja - zachód słońca nad Adriatykiem.


Dzień siódmy - Czwartek 04.05.2006 r.

Kolejny dzień wyprawy rozpoczynamy od wycieczki doliną (kanionem) rzeki Cetina, którym docieramy do miejscowości Omnis, a następnie mijając Split docieramy w okolice Szybeniku. Tutaj wczesnym popołudniem rozpoczynamy zwiedzanie Parku Narodowego Rzeki Krk.


Chorwacja - dolina rzeki Cetina. Chorwacja - dolina rzeki Cetina. Chorwacja - dolina rzeki Cetina.


Przy wejściu w rejonie Lozovac wnosimy opłatę, która obejmuje m.in. parking dla samochodu oraz przejazd autobusem do ścieżki spacerowej przez przepiękne przełomy rzeki Krk. Spacer po rzece umożliwiają drewniane podesty. Dzięki temu można dotrzeć do najpiękniejszych miejsc. W końcu się rozpogodziło, zrobiło się nawet całkiem upalnie. A mimo to spacerując pośród rzeki (?) i jej licznych wodospadów wszędzie odczuwało się bardzo przyjemny chłód. Spacer wśród wód zajął nam dobre kilka godzin. W końcu docieramy do największego z wodospadów - do wodospadu Skradinski Buk. W rejonie największego wodospadu znajduje się centrum obsługi turystów a także kilka punktów gastronomicznych. Po kilkudziesięciominutowym odpoczynku (i regeneracji naszych już mocno nadwątlonych sił) ruszamy w górę do autobusu. Robimy sobie wycieczkę drogami parkowymi i po pewnym czasie docieramy do miejscowości Laskovica skąd udajemy się na kolejną pieszą wycieczkę nad wodospad Roski Slap.


Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - drewniane alejki na rzece. Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - wodospad Skradinski buk. Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - wodospad Skradinski buk. Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - rozlewiska Krk'a'. Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - wodospad Skradinski buk. Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - wodospad Skradinski buk - Tomuś i Iwona. Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - wodospad Skradinski buk. Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - wodospad Skradinski buk. Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - wodospad Roski Slap.


Resztę dnia spędziliśmy w drodze do Plitvic. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na drobny posiłek. Tutaj poznaliśmy zupełnie inną Chorwację. Przejeżdżamy przez pola minowe (!!!), opuszczone wioski z domami noszącymi ślady po ostrzale artyleryjskim. Bardzo smutne. Bardzo przygnębiające miejsca.
Nocleg załatwiamy w ostatnim miasteczku przed Plitvicami. Miasteczko wyglądało podobnie jak mijane przez nas wcześniej wioski. Właścicielka domu, w którym znaleźliśmy nocleg, starsza pani, zaprosiła nas na herbatkę i rozmowę. Od niej dowiadujemy się wielu strasznych rzeczy o wydarzeniach, które miały tu miejsce. Nie chce się wierzyć, że pod koniec XX w. miały jeszcze miejsce takie rzeczy. Dzień zakończył się bardzo przygnębiająco.

Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - chorwackie drogi. Chorwacja - Park Narodowy Rzeki Krk - chorwackie drogi.


Dzień ósmy - Piątek 05.05.2006 r.

Wstajemy wczesnym rankiem.
Zaczyna się ostatni dzień naszej podróży.
O godz. 8.00 jesteśmy już przy głównym wejściu do Parku Narodowego Plitwickich Jezior.
Na parkingu zaopatrujemy się w bilety wstępu, które uprawniają również do parkowania samochodu oraz korzystania ze środków komunikacji na terenie parku (autobusy oraz łodzie). Kilkunastominutowy spacer i docieramy do bazy turystycznej (restauracje, hotele, etc.) skąd wyruszają autobusy (a właściwie są to pociągi drogowe - zbudowane na bazie Unimogów ciągną jeszcze po 2 przyczepy - Tomek miał radochę).


Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior.


Cały park podzielony jest na kilka tras. My wybieramy jedną z najdłuższych, która w założeniach ma trwać Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. od 6 do 8 godz. spaceru, ale z drugiej strony umożliwi nam poznanie największych atrakcji Parku Jezior Plitwickich. Autobus zawozi nas na najwyższy poziom - w rejon jeziora Ciginovac. Tutaj zaczynamy wycieczkę. Podobnie jak w parku rzeki Krk, większość tras prowadzi drewnianymi pomostami prowadzonymi po tafli jezior. Poszczególne jeziora znajdują się na różnych poziomach, a woda pokonuje różnicę wysokości tworząc wspaniałe wodospady. Spacerujemy sobie ścieżką wijącą się między jeziorami i podziwiamy swoistego rodzaju cuda natury.
Nie na darmo park został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Na szczęście rozpoczęliśmy wycieczkę wczesnym rankiem. Na szczęście z dwóch powodów - po pierwsze - temperatury są jeszcze znośne, - po drugie nie ma jeszcze turystów.
Ale i jedno i drugi zmieni się za niedługo. Niestety.
Docieramy do jeziora Veliko. Kaskady ciągną się tutaj kilkaset metrów. Mimo, że nie są najwyższe, robi to na nas piorunujące wrażenie. Wstęgi wody wiją się między drzewami. Malownicze miejsce. Krystalicznie czysta woda ujawnia nam swoje sekrety. Na każdym kroku podziwiamy dziesiątki ryb - istny raj dla wędkarzy. Podobnie jest z ptactwem. Idziemy coraz niżej. Za to kolejne mijane wodospady są coraz wyższe.


Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior.


Po ok. 3 godz. docieramy do przystani. Stąd wybieramy się na wycieczkę stateczkiem po największym jeziorze - Kozjak. Na drugim brzegu jeziora znajduje się duża polana i kilka barów - fundujemy sobie śniadanie (ceny koszmarne) i robimy godzinną przerwę.
Ruszamy dalej. Spacerujemy wzdłuż kolejnych jezior - Milanovac, Gavanovac i Kaluderovac. Tutaj jest już bardzo dużo wycieczek, przede wszystkim starszych ludzi oraz dzieciaków w wieku szkolnym. W takim towarzystwie ciężko poddać się urokowi tego miejsca, nie mniej, kolejne wodospady robią na nas kolosalne wrażenie.
Docieramy do ostatniego wodospadu, który podziwiamy w grupie rozwydrzonych uczniaków, nad którymi opiekunowie ni jak nie mogą zapanować.
Podziwiamy również kolorową tęczę pojawiającą się między kroplami powstającymi w wyniku zderzenia wody strumienia z okolicznymi skałami. Przepiękne zjawisko.
Docieramy do najwyższego wodospadu, gdzie Plitvicki Potok opada majestatycznie 80 m w przepaść. Jeden wielki huk no i w momencie wszystko mamy mokre. Ale warto.
Pomału kończymy męczącą wycieczkę. Pozostaje nam tylko wspiąć się na wysoką skałę u szczytu której ma znajdować się przystanek autobusu. Pomalutku dreptamy sobie od czasu do czasu zerkając przez ramię. Z dużej wysokości wodospady i jeziora prezentują się równie malowniczo.


Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior. Chorwacja - wodospady Parku Narodowego Plitwickich Jezior.


Gdy docieramy na przystanek - nasz krasnal padł.
Po krótkiej przejażdżce autobusem (znowu Unimog) wracamy do samochodu i ruszamy w drogę powrotną do kraju.
Chorwacja - Park Narodowy Plitwickich Jezior - drogowy pociąg pasażerski. Kierujemy się na Karlovac, następnie mijamy bokiem Zagrzeb, aby po godzinie jazdy opuścić gościnną Chorwację. Wjeżdżamy do Słowenii, mijamy Maribor i docieramy do Austrii.
W okolicach Graz wjeżdżamy na autostradę (fantastyczna jazda po niezwykle krętej, ale szybkiej autostradzie), gdzie po jakimś czasie robimy postój i chwilkę odpoczywamy. Tutaj Tomuś siada za kierownicą wysłużonej bmki i jeździ po parkingu. Nie myśleliśmy wtedy, że to już po raz ostatni.
Chorwacja - Park Narodowy Plitwickich Jezior - drogowy pociąg pasażerski. Późnym wieczorem docieramy do granicy austriacko - słowackiej, mijamy Bratysławę i pędzimy autostradą do Polski, planując, że za jakieś trzy godziny będziemy w domu.
Niestety, niespełna 60 km za Bratysławą nagle gaśnie silnik w naszym autku. I niestety nie daje się ponownie uruchomić. Dzwonimy na nr PZU (na szczęście wykupiliśmy Assistance) i czekamy na pomoc drogową. W unieruchomionym pojeździe czas płynie wolno. Mamy nadzieję, że usterka to nic poważnego. Po jakiejś godzinie przyjeżdża laweta, wciągają nasze BMW, Iwona z małym siadają w kabinie pomocy drogowej, ja - w BMW. Wracamy do Bratysławy - my do hotelu, auto na serwis.

Dzień dziewiąty (już nadmiarowy) - Sobota 06.05.2006 r.

Wstajemy późnym rankiem i pierwsze co to telefon do serwisu. Mechanik przyjeżdża po mnie i jedziemy razem zobaczyć samochód. Krótka diagnoza - urwany rozrząd. Auto unieruchomione na dobre. Holujemy auto z powrotem pod hotel, a ja dzwonie po tatę i ściągam go z truckiem do Bratysławy. Mamy dzień odpoczynku. Spacerujemy po okolicach, robimy zakupy i cały dzień się byczymy. Wieczorem przyjeżdża tata i zapinamy nasze auto na hol. Podróż do Polski jest tragiczna. Jedziemy nocą, pada deszcz i wysiada akumulator. 11 godzin udręki. Tak wyglądała ostatnia podróż naszej BMW. W domu jesteśmy dopiero koło 5 nad ranem.

Obserwacje:

Autor: Cyprian Pawlaczyk

Uczestnicy wycieczki:
- Iwona Pawlaczyk
- Tomasz Pawlaczyk
- autor
- BMW 525 tds kombi, 1995 r.


Więcej zdjęć z wyprawy:

GALERIA ZDJĘĆ - SŁOWENIA - JASKINIA POSTOJNA

GALERIA ZDJĘĆ - CHORWACJA - PARK NARODOWY PLITWICKIE JEZIORA

GALERIA ZDJĘĆ - CHORWACJA - PARK NARODOWY RZEKI KRK

GALERIA ZDJĘĆ - CHORWACJA - DUBROWNIK


STRONA GŁÓWNA RELACJE Z PODRÓŻY