Wyprawa na ślubny kobierzec
czyli co działo się w Pekinie i Dalian
Chiny 2013
Dzień szósty – czwartek
18 lipiec 2013 r.
Dzisiejszy ranek nie rozpieszcza nas pogodą.
Zresztą – pojawił się jeszcze jeden problem – porządnie udało się nam zaspać, więc dzień nieco się rozbił.
Podzieliliśmy się na kilka grup – Beata z Piotrusiem i Gosią zostały w domu, natomiast ja z Tomkiem ruszyliśmy na poszukiwania kilku muzeów, które wydawały się być interesującymi pozycjami.
Wybraliśmy dwa – Muzeum Wojskowe (zwane również Rewolucyjnym) oraz Pekińskie Muzeum Samochodów.
Była to nasza pierwsza samodzielna wyprawa po Pekinie. Do najbliższej stacji metra dotrzeć to nie problem, większe zaczynają się jak zjeżdżamy ruchomymi schodami w dół, w kierunku kas biletowych – wprawdzie obserwowaliśmy dotychczas poczynania mojej siostry, nie mniej już zakup biletów sprawia pewne problemy – niestety – doświadczenia nasze pokazują, że nie wiele mieszkańców stolicy mówi w języku angielskim, a jeszcze mniej w miejscach użyteczności publicznej, takich właśnie jak metro. Na szczęście znamy cenę biletu oraz potrafimy pokazać na palcach ile biletów trzeba, więc udaje się nam bilety kupić. Kolejny kłopot to znalezienie odpowiednich połączeń i przesiadek – pekińskie metro jest naprawdę potężnym i złożonym organizmem. Ilość przewożonych pasażerów również sytuacji nie ułatwia. Na szczęście – opisy w metrze są stosunkowo czytelne, każda stacja ma opis również w łacińskim alfabecie, często również pojawiają się nazwy typowo angielskie.
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do stacji metra opisanej po prostu Military Museum, wychodzimy na powierzchnię i pierwsze co się rzuca w oczy to właśnie monumentalny budynek Muzeum Wojskowego. Tutaj pojawia się kolejny, malutki problemik, którym jest długość kolejki za biletami. Ogonek wydaje się nieskończenie długi, a tutaj nie ma jak wykorzystać metody „na małego”. Grzecznie stoimy więc w kolejce, co okazuje się generalnie błędną taktyką – chińczycy bez pardonu przepychają się na siłę, byle wejść pierwszym, ba czasem udaje się to całym wycieczkom. Ale co zrobić? Z tłumem walczyć nie będziemy, zwłaszcza, że w całej kolejce były tylko dwie „białe gęby”. W końcu docieramy do właściwej kasy, a tu mała niespodzianka – wstęp jest bezpłatny, tylko za okazaniem paszportu. Niestety – po przekroczeniu bramy wejściowej spotyka nas kolejna, tym razem nieco mniej sympatyczna niespodzianka – obecnie dostępne są tylko ekspozycje zewnętrzne, bowiem cały budynek muzeum jest obecnie w remoncie (i to kapitalnym). Nie mniej – dla dzieciaków muzeum oferuje wiele ciekawostek – od broni artyleryjskiej i samochodów transportowych, przez czołgi, na rakietach i statkach morskich kończąc. Ciekawostką tego muzeum jest fakt, że większość eksponatów to zdobycze w różnych konfliktach – jest wiele samolotów japońskich, radzieckich czy amerykańskich, podobnie z czołgami i transporterami, widzieliśmy m.in. eksponaty w barwach włoskich czy kanadyjskich. W jednym z przylegających do muzeum budynków, trafiamy
na ekspozycję dotyczącą konfliktu zbrojnego – agresji japońskiej na Chiny. Dość tendencyjnie i drastycznie wybrane fotografie z przeszłości ukazywały niezwykłą brutalność tego konfliktu.
Wracamy do metra. Z jedną przesiadką docieramy do stacji Shoujingmao, skąd spacerem udajemy się w kierunku drugiego muzeum. To miała być największa frajda dla Tomka – muzeum motoryzacji. Niestety – po prawie godzinnym spacerze docieramy do okazałego budynku, gdzie mieści się muzeum, ale – cóż jest godz. 16.15, a kasy pracują tylko do 15.30. Mimo uprzejmości jednego z pracowników muzeum nie udaje się nam wejść do środka. Rozczarowani wróciliśmy z powrotem
do metra. Obiecaliśmy sobie jednak wrócić tutaj i zobaczyć to muzeum. Nie może być przecież inaczej.
W międzyczasie zadzwoniła do nas Gosia i umówiliśmy się na wspólne zakupy w centrum handlu wyrobami chińskimi.
W tym celu musimy tylko z Tomkiem dotrzeć do Tuanjiehu. Przed stacją czeka już siostra zaopatrzona w świeżutkie, cieplutkie naleśniki nadziewane mięsem i warzywami. W nieco lepszych humorach docieramy do centrum handlowego, gdzie czeka reszta rodziny, i gdzie rozpoczyna się zakupowy szał. Nawet mnie się udzieliło i zakupiłem dwie całkiem przyjemne koszule.
Ale to nie koniec wieczory – późnym wieczorem, całą rodziną, wracamy do domu, a właściwie w jego pobliże, Leo bowiem zaprasza nas wszystkich na kolację – znowu trafiła nam się niesamowita wyżerka – mój szwagier jest „szalony” – zamówił tyle jedzenia, że całą rodziną nie byliśmy w stanie tego przejeść. A co było w menu? Hmm – nie wiem nawet od czego zacząć – na przystawki dostaliśmy zieloną fasolkę i marynowane orzeszki ziemne, później pojawiły się sałatki (jedna z tofu, druga z makaronem), a potem to się zaczęło. Były m.in. szaszłyki drobiowe, jagnięce, podroby, smażone warzywa, ślimaki, małże, a na główne danie – karp z lotosem, bambusem, ziemniakami i ryżem. Nie dało się tego ogarnąć. Wszystko świeżutkie i pyszne.
A na jutro, na śniadanie, też zostało …
WIĘCEJ O NASZEJ PODRÓŻY PO CHINACH MOŻNA ZNALEŹĆ TUTAJ:
RELACJA Z PODRÓŻY:
Wyprawa na ślubny kobierzec czyli co działo się w Pekinie i Dalian Chiny 2013
a także
http://www.cypis.pl/blog/category/relacje-z-podrozy/wyprawa-na-slubny-kobierzec/
Ciekawe strony internetowe:
http://eng.jb.mil.cn/ – strona pekińskiego Muzeum Wojskowego