Wyprawa na ślubny kobierzec – Pałac Letni – Pekin / Chiny

Wyprawa na ślubny kobierzec

czyli co działo się w Pekinie i Dalian

Chiny 2013

 

Dzień jedenasty – wtorek

23 lipiec 2013 r.

 

Dzisiejszy poranek nas zaskoczył. Plany mieliśmy nieco inne, na szczęście – pogoda je pokrzyżowała. Generalnie – Beata planowała sobie zrobić dzień wolny i zająć się sobą oraz Piotrusiem, natomiast ja z Tomkiem mieliśmy ruszyć do centrum
i zwiedzić sobie dwa, wybrane przez Tomka muzea – Policji i Chińskich Kolei. Taki był plan, bowiem pogoda zapowiadała się typowo dla Pekinu, znaczy się – paskudnie.

Tym większe było moje zdziwienie, gdy rano budzi mnie siostra i oznajmia, że za oknem piękna słoneczna pogoda
i czyściutkie niebo, więc zaproponowała, że może byśmy się wybrali do jakiegoś parku. Obudziłem Beatkę i po chwili wszyscy zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Nawet nam to całkiem zgrabnie wyszło. Wybór nasz padł na ogrody Pałacu Letniego.

Początek – jak co dzień, znaczy się, szybki spacer do metra. Zaczęliśmy się już po Pekinie poruszać bez Gosi. Dzisiaj ruszyliśmy linią 10 metra, po przejechaniu kilkunastu przystanków dotarliśmy do stacji Haidianhuangzhuang (nawet nie próbuję wymówić tej nazwy). Tutaj przesiedliśmy się na linię nr 4 i dotarliśmy do Xiyuan. To jedna z dwóch stacji metra znajdujących się w pobliżu tego ogromnego parku.

Pałac letni (Yiheyuan) powstał jako rezydencja cesarska, która miała umożliwić „złapanie świeżego oddechu” podczas letnich upałów. Generalnie jest to mocno zalesiony kompleks, na terenie którego znajduje się wiele ciekawych obiektów architektonicznych, sakralnych i wypoczynkowych. Park położony jest nad wielkim jeziorem Kunming, dzięki czemu jest tutaj latem bardzo przyjemnie i chłodno. Dodatkowo – obecnie jezioro służy również jako baza dla wszelkiej maści stateczków i łodzi, których załogi oferują krótkie wyprawy po jeziorze. Sam park jest ogromny i próba zwiedzenia go
w ciągu jednego popołudnia z założenia jest skazana na porażkę. Na pobieżne zwiedzanie potrzebne będzie pewnie kilka dni, a dokładne – któż to wie.

My na teren parku weszliśmy wschodnią bramą penetrując wiele pięknych pawilonów. Niestety – stan techniczny większości budynków wydaje się być opłakany, przez co do większości nie ma obecnie wstępu. Ciasna zabudowa i układ budynków powodują, że czujemy się jak w jakimś labiryncie. Ciekawe są również nazwy poszczególnych obiektów (np.: pawilon nefrytowych fal czy pałacyk wonnych ziół), odnosimy przy tym wrażenie, że w zamierzchłych czasach dworzanie lubowali się w wymyślaniu coraz bardziej oryginalnych nazw.

Po kilkunastu minutach kluczenia weszliśmy do części parkowej – od razu zrobiło się przyjemnie chłodno. Wzdłuż brzegu ciągnie się piękna aleja, wzdłuż której z kolei zbudowano piękny, drewniany, odkryty korytarz. Spacerując aleją docieramy do przeciwległego, zachodniego narożnika parku, gdzie znajduje się okazały marmurowy okręt cesarzowej Cixi (niestety, nie mamy szczęścia go podziwiać, bowiem prawie cały jest zasłonięty rusztowaniami, na których robotnicy prowadzą prawdopodobnie prace renowacyjne). Wzdłuż zachodniego wybrzeża ulokowanych jest wiele pawilonów handlowych oraz przystani stateczków spacerowych. Stąd stromą alejką, o bardzo nieregularnej nawierzchni upstrzonej często pojedynczymi schodami kierujemy się na wzgórze dziesięciu tysięcy długowieczności (kolejna zabójcza nazwa). Dla nas jest to nieco uciążliwe, bowiem spacerujemy z małym dzieckiem, które dysponuje przecież własnym pojazdem, znaczy się – wózkiem. Na szczycie znajdują się dwie świątynie – górna, skromniejsza z posągiem Buddy i dolna – ha, właśnie – ciekawy obiekt architektoniczny o specyficznym wystroju, z postacią o czterech parach ramion wewnątrz. Prawdopodobnie była
to świątynia czterech regionów, ale pewności nie mamy. Z tarasów świątyni mamy przepiękną panoramę – widok na główne jezioro oraz – na wysokościowce Pekinu widniejące na horyzoncie. Ze wzgórza, wąskimi alejkami kierujemy się na północ parku. Tutaj, gdzieś w lesie, znajdujemy maleńką, zapomnianą świątynie. Nie wiele osób tu trafia, znajdujemy tutaj wręcz kompletnie obcą dla tego miasta ciszę. Robimy sobie małą przerwę, znaczy się – Piotruś był głodny.

Ostatnią atrakcją, jaką dzisiaj odnajdujemy w tym pięknym miejscu jest dziwna ulica Suzhou. Właściwie to trudno nazwać to miejsce ulicą – jest to bowiem wydzielony mały fragment jeziora Houhu, dookoła którego wykonano wąziutkie brukowane nabrzeże, z kolei wokół którego powstał szereg małych pawilonów handlowych i usługowych. Podobno to cesarz Qianlong zażyczył sobie budowy takiego „centrum handlowego”. Z uwag praktycznych – spacer uliczką odbywa się tylko w jednym kierunku, trwa ok. 30 min, należy przy tym zachować szczególną ostrożność, bowiem szerokość ulicy często nie ma nawet 1 m, a brakuje jakichkolwiek barier. Nad jeziorem, w centralnej jego części przerzucony został kamienny most, z którego po obydwóch stronach znajdują się strome schody umożliwiające dostanie się na tą specyficzną uliczkę.

Na tym zakończyło się nasze dzisiejsze zwiedzanie – skierowaliśmy się do bramy północnej, gdzie znajduje się stacja 4 linii metra – Beigongmen, skąd po ponad półtoragodzinnej podróży wróciliśmy do domu mojej siostry.

A tutaj – nerwówka. Dzisiaj bowiem ruszamy w kolejną długą podróż, tym razem do rodzinnego miasta mojego przyszłego szwagra, czyli do Dalian. Czeka nas dzisiaj długa podróż koleją, trwająca ok. 12 godzin. Podróżować mamy na szczęście nocą. W związku z czym – po powrocie do domu wpadamy w wir ostatnich przygotowań. Dokładamy swoje trzy grosze, bowiem należy się jeszcze zająć przygotowaniem Piotrusia do podróży. Na szczęście – większość naszych rzeczy spakowaliśmy już wczoraj, więc my właściwie jesteśmy spakowani. Ale cała reszta naszej familii – już niekoniecznie.

Po godzinie z kawałkiem, gdy już osiągnęliśmy pełną gotowość bojową, ruszamy w kierunku głównego dworca kolejowego w Pekinie. Tutaj – kilka niespodzianek. Po pierwsze – na teren dworca nie można się dostać bez ważnego biletu kolejowego, a my jeszcze ich nie mamy. Wprawdzie bilety zostały już kupione ze dwa tygodnie wcześniej, ale biletu dla obcokrajowca nie można odebrać bez okazania jego paszportu. Czekamy więc na głównym placu przed dworcem, w tłumie innych podróżujących, aż Leo udaje się odebrać nasze bilety. W końcu mamy je – po przeprowadzeniu kilkustopniowej kontroli, wchodzimy na teren dworca. Niestety – czas nas już mocno goni, więc nie miałem czasu się specjalnie przyglądać temu obiektowi – wiem tylko, że jest ogromny i stosunkowo nowocześnie urządzony. Docieramy na właściwy peron
(co z punktu obcojęzycznych nie jest wcale takie proste, tutaj bowiem komunikaty i opisy wyświetlane są wyłącznie
w języku chińskim) i wsiadamy do właściwego wagonu (jedziemy w pierwszym wagonie). Po naszym wejściu mija raptem kilka minut i pociąg rusza – zdążyliśmy na styk.

W pociągu – kolejne zaskoczenie – jedziemy w naprawdę luksusowych warunkach. Jedziemy wagonem sypialnym,
w którym znajdują się czteroosobowe klimatyzowane przedziały, z całkiem luksusowym wyposażeniem. Nie jesteśmy
do takiego przepychu przyzwyczajeni, nie mniej – dzięki temu nocna podróż z dwójką dzieci powinna przebiec bezproblemowo.

Teraz pozostaje już tylko udać się na spoczynek, jutro bowiem czeka nas kolejna porcja wrażeń.

 

WIĘCEJ O NASZEJ PODRÓŻY PO CHINACH MOŻNA ZNALEŹĆ TUTAJ:

RELACJA Z PODRÓŻY:

Wyprawa na ślubny kobierzec czyli co działo się w Pekinie i Dalian Chiny 2013

a także

http://www.cypis.pl/blog/category/relacje-z-podrozy/wyprawa-na-slubny-kobierzec/

 

Ciekawe strony internetowe:

http://www.summerpalace-china.com/en/ strona pekińskiego Pałacu Letniego