Samochód do podróży.
Mimo, że od naszego ostatniego „dalekiego” wyjazdu już parę lat minęło, często dostajemy od różnych, potencjalnych podróżników zapytania odnośnie przygotowania samochodu do podróży.
Więc jak to było w naszym przypadku?
WYBÓR SAMOCHODU:
W tej materii pewnie jest tyle pomysłów, tyle koncepcji, że tak naprawdę trudno na coś się zdecydować. Przed rozpoczęciem mojej off-road’owej przygody podróżowałem tylko osobówką. Generalnie do większości odwiedzonych przeze mnie miejsc taki samochód wystarczy. Zresztą znamy podróżników włóczących się takimi samochodzikami po świecie (Cinquecento w Dakarze czy poczciwe maluszki i Żuk w Mongolii, w Gambii spotkałem zaś leciwe FSO 1500). Nie mniej, po przygodach na jordańskiej pustyni zdecydowałem się na zmianę – następna podróż odbędzie się prawdziwą terenówką.
Pierwszy krok – znalezienie samochodu.
Założenia:
- Rozsądna cena.
- Klimatyzacja.
- Akceptowalne koszty serwisu i codziennej eksploatacji.
- Prostota obsługi i „wandaloodporność”.
Po niemalże półrocznych poszukiwaniach w końcu decyduję się na zakup samochodu Land Rover Discovery 300 tdi z 1996 r. Wdzięczny samochodzik, nie za duży nie za mały. Kupiony został jako seryjny z założeniem przebudowy.
Drugi krok – zbudowanie samochodu wg potrzeb.
Ha – i tu się dopiero zabawa zaczyna.
NA ZEWNĄTRZ
Ograniczony budżet nie pozwolił w pierwszej kolejności na zakupy drogich, markowych akcesoriów. Z drugiej strony – dysponując możliwościami technicznymi (hala konstrukcji stalowych) jak i zgodą szefa oraz wydatną pomocą kilku moich pracowników zdecydowałem się na wykonanie wielu prac we własnym zakresie. Obserwując stan techniczny wielu samochodów i postępującą korozję zdecydowałem się na budowę elementów ze stali nierdzewnej. Tak powstały zderzaki (przedni z płytą pod wyciągarkę), snorkel (nie jest to safari ale dzielnie daje radę), bagażnik dachowy i wiele innych drobiazgów. Zapewne nie jeden esteta (na czele z Czesławem J) by się przeraził, nie mniej – wszystkie detale dają radę i są odporne na zgubne działanie czasu.
CZĘŚĆ BAGAŻOWA
Samochód z założenia miał pozostać pojazdem 5-cio miejscowym. Do tej pory w samochodzie na dalekich trasach podróżowały min 3 osoby, w związku z czym likwidacja tylnej kanapy nie wchodziła w rachubę. W zamian – samochód pierwotnie otrzymał regał ze sklejki drewnianej (która dzielnie wytrzymała trudy afrykańskiej przygody), teraz – po kolejnych przebudowach podwozia (samochód dostał nierdzewny zbiornik paliwa o pojemności 105 dm3 i dodatkowy 35 dm3) – aranżacja samochodu wykonywana jest z ryflowanych blach aluminiowych – taka jest podłoga i nowy regał.
Sam regał nie jest może tak praktycznym rozwiązaniem jakie możemy widzieć w markowych zabudowach, nie ma żadnych szuflad czy coś. Pozwala jednak na bardzo efektywne wykorzystanie kubatury bagażnika a w połączeniu z plastikowymi skrzynkami – na zachowanie zgrabnego porządku i niezłej organizacji ładunku.
W tym miejscu trudno nie wspomnieć o głównym miejscu transportowania bagaży – bagażniku dachowym. Jest to lekka konstrukcja z rur nierdzewnych oparta na całej długości w rynienkach dachowych. Powyższe rozwiązanie zapewnia sporą nośność bagażnika (na dachu transportowane jest drugie koło zapasowe i 8 skrzyń aluminiowych, bądź 4 skrzynie i 100 dm3 dodatkowego paliwa). Dodatkowe uchwyty pozwalają także na transport łopaty, hi-lifta z jednej strony, a z drugiej trapów w formie kratki podestowej (robiącej równie dobrze jako grill w podróży). Niestety takie ilości bagażu znacznie obciążają (a właściwie przeciążają samochód) co w konsekwencji doprowadziło do uszkodzeniach na linii słupek – poszycie dachu.
W KABINIE
Poza tym – we wnętrzu nie nastąpiły do tej pory jakieś drastyczne zmiany. Samochód jest oczywiście wyposażony w CB-radio, telefon satelitarny i GPS Garmina. Dodatkowo na masce silnika znajduje się panel z zewnętrznymi antenami wszystkich urządzeń. Lokalizacja pozwala na dobrą komunikację urządzeń i chroni anteny przed uszkodzeniami.
Po likwidacji wycieraczki i ogrzewania tylnej szyby przyciski sterujące zostały wykorzystane do sterowania wyciągarką elektryczną (możliwe dwa warianty sterowania – opisany z kabiny, i tradycyjny – pilotem przewodowym, w którym wymieniona została tylko wtyczka i gniazdko, na typowe elektryczne 230V).
Poza tymi drobiazgami generalnie wnętrze mojej Dyskoteki wiele nie odbiega od standardowego Discovery. Co wcale nie znaczy, że w najbliższej przyszłości się to nie zmieni.
Oczywiście pojawiły się takie drobiazgi jak dodatkowe oświetlenie dla pilota, dodatkowe gniazdka zasilające sprzęt elektryczny, czy pokrowce ochronne na fotelach.
RAMA I WSZYSKO CO Z NIĄ ZOSTAŁO ZWIĄZANE
Wszystkim co pod nadwoziem zajął się Czesław z chłopakami (http://www.landrover.katowice.pl/ ) . Auto regularnie odwiedza alternatywny katowicki serwis Land Rovera i trzeba przyznać – ciągle jedzie dalej. I to mimo wielu szyderstw z ich strony, niejako na przekór.
Nie jestem miłośnikiem licytowania jaki to osprzęt jest zainstalowany. Tak naprawdę jakie to ma znaczenie? Istotne – że samochód jest przygotowany odpowiednio do podróży.
Oczywiście pojawił się lift zawieszenia, wzmocnione amortyzatory, body-lift, Polibiusze czy nowe wahacze. Samochód jeździ również na większych kołach niż standardowe. Zakładając, że sporo km przejadę bez towarzystwa innych pojazdów samochód musiał zostać nieco bardziej doposażony, by być jednak samowystarczalny. Otrzymał m.in. blokady przedniego i tylnego mostu (MD), przednią wyciągarkę elektryczną (T-MAX), dodatkowy zbiornik paliwa i wiele innych.
Część elementów podwozia i zawieszenia została wymieniona na detale przygotowane we własnym zakresie (m.in. wieszaki amortyzatorów czy radiusy przednie), a część dobrana metodą prób i błędów z dostępnych na rynku podzespołów .
Wymieniona została instalacja hamulcowa – nie jest to typowe rozwiązanie stosowane w samochodach – przewody wykonane są z rurek miedzianych precyzyjnych, są łączone za pomocą typowych złączek hydraulicznych – umożliwia to mi w razie usterki samodzielną wymianę kawałka miedzianej rury. Ot – taki drobiazg.
Tak przygotowany samochód swoje waży, a po załadowaniu go wyprawowym ekwipunkiem masa pojazdu wyraźnie wzrasta. Dla poprawienia właściwości jezdnych zastosowany został reduktor ze zmniejszonym przełożeniem biegu drogowego. Samochód stracił może na prędkości, ale za to mocno mu ulżyło.
Poza przeróbkami wszystkie podzespoły zostały (a właściwie w dalszym ciągu na bieżąco zostają) poddane drobiazgowym przeglądom. Wiele podzespołów jest wymienianych profilaktycznie przed ruszeniem w wielką podróż, dlatego generalnie nie mogę specjalnie narzekać na ten samochodzik.
PODSUMOWANIE
Discovery znany jest jako stosunkowo prosty w budowie i mocny samochód, którego dręczy wiele z jednej strony niespecjalnie istotnych, z drugiej – irytujących usterek. Chociaż z drugiej strony, jeśli dba się o samochód, jest bardzo wdzięcznym towarzyszem podróży.
Samochód ten jest stosunkowo niezłym kompromisem między możliwościami transportowymi, komfortem i zdolnościami terenowymi. Jest to samochód wyjątkowy, da się lubić a w drodze jest traktowany jak pełnoprawny uczestnik.
Wiele wad czy błędów (głównie naszych powstałych przy przebudowie) zostało już wyeliminowanych, ale przede mną jeszcze wiele pracy i pomysłów. Każda podróż przynosi kolejne propozycje, kolejne rozwiązania.
Podczas podróży oczywiście zdarzają się mniejsze czy większe usterki. Nie mniej – samochód ma jedną fantastyczną cechę – na razie ze mną wraca.